Widząc duchy

W 1987 roku byłem zniechęconym 23-letnim porzuceniem college'u mieszkającym w obskurnym pensjonacie w Minneapolis, właśnie skończyłem pisać powieść, którą postanowiłem nazwać (wybacz mi) Hawajska mała Woodrose . Nic dziwnego, że powieść opowiadała o zniechęconym 23-letnim porzuceniu college'u, mieszkającym w obskurnym pensjonacie w Minneapolis.

Nie było zbyt dobrze. Właściwie to było straszne. Ale przeczytała go moja urocza, nowo odnaleziona przyjaciółka, miłosiernie powiedziała, że ​​jej się podoba, i zasugerowała, żebym wysłał ją do jej byłego chłopaka, pisarza o nazwisku David Foster Wallace. Nigdy nie słyszałem o tym facecie – nie był ikoną literatury, którą od tamtej pory się stał – ale właśnie w wieku 25 lat opublikował swoją pierwszą powieść, Miotła systemu . Mój przyjaciel powiedział, że agent Davida zawsze szukał nowych klientów, a ja oczywiście chciałem nim zostać. Wyszedłem więc z pensjonatu, żeby wysłać rękopis i kupić powieść Wallace'a w pobliskiej księgarni.

Szczerze mówiąc, nie podobała mi się książka. David jednak nie mógł być milszy. Tydzień po tym, jak wysłałem mu moje starania, napisał do mnie sześciostronicową krytykę z jednym odstępem. Najwyraźniej poświęcił baczną i hojną uwagę pracy starszego amatora, dając mi do zrozumienia, że ​​sądzi, że mam talent, ale książka nie jest wszystkim, czym mogła lub powinna być. Jedyna linijka, którą pamiętam (została we mnie przez te wszystkie lata) była taka, że ​​wyraźnie masz bardzo wyrafinowane poczucie struktury.

Później zostałem redaktorem magazynu, po części z powodu tej jakości. Ale nie osiągnąłem celu na całe życie, by zostać pisarzem, aż do niedawna, kiedy wydawca kupił moją pierwszą powieść (tak naprawdę była bardziej jak moja dziesiąta). W zamęcie niepokoju, który wyznaczył odliczanie do publikacji książki, przypomniałem sobie ten list od Davida Fostera Wallace'a. I pewnego nudnego kwietniowego popołudnia wspiąłem się po drabinie na strych mojego domu w hrabstwie Westchester w stanie Nowy Jork i próbowałem go znaleźć.

nie. Zamiast tego znalazłem akta z innymi listami, rękopisami, notatnikami, pamiętnikami, zdjęciami, zeznaniami podatkowymi, zaproszeniami do dawno nieistniejących klubów nocnych i jaskrawymi pomarszczonymi odciskami szminki na barowych serwetkach. Usiadłam na ciepłych deskach na poddaszu, które pachniały tak, jak tylko ciepłe deski na poddaszu mogą pachnieć – tak wyraźnie, jak zapach mokrych chodników po deszczu – i kartkowałam wiele wyblakłych papierów z mojej przeszłości.

Odkryłem listy od przyjaciół i rodziny z późnych lat 80., kiedy wykorzeniłem się i przeprowadziłem (bez dyplomu, bez pracy, bez kontaktów i tylko 250 dolarów w gotówce) z Minnesoty na Manhattan. To, co mnie uderzyło, to fakt, że pamiętałem bardzo niewielu zaangażowanych osób. Listy były jak biuletyny z życia, którego już nie pamiętam, wysłane do osoby, której już nie ma. (Przeszłość jest obcym krajem, napisał kiedyś brytyjski powieściopisarz L.P. Hartley. Tam robią rzeczy inaczej).

Tutaj, na przykład, był niepodpisany list zatytułowany FIRST LETTER TO JIM na papkowatym papierze, w formie matrycy punktowej przepraszający za nielubienie Na drodze i zastanawianie się – vis-à-vis Jacka Kerouaca i Beat Generation – do jakiego pokolenia należeliśmy. Mniej niż zero Pokolenie? zapytał ten zapomniany już pisarz. Nie wiem. Jeszcze go nie czytałem.

Były zabawne, sprośne i smutne listy od drogiego przyjaciela, który później się zabił: Tęsknię za tobą, Jim! napisał, zanim rozpoczął litanię naszych wielu nieudolnych nieszczęść, ostatecznie kończąc: Carole King właśnie skończyła śpiewać „So Far Away” w radiu. Nigdy nie padły prawdziwsze słowa. Denise powiedziała mi, że dzwoniłeś do niej z Nowego Jorku i długo rozmawiałeś, bo piłeś piwo. Jim, oto mój numer. A teraz idź napić się piwa.

Znalazłem kartkę urodzinową od mojej mamy przedstawiającą przesadnie przerysowaną owcę z kreskówek i czytającą: Mam nadzieję, że w pełni bawisz się w swoje urodziny… czy są oswojone, czy dzikie i wełniste!

Znalazłem kartkę od kobiety, która nazywała się Eliza z przyjęcia urodzinowego Brandona! (Nie pamiętałem żadnego, chociaż wspomniała coś o płonącej kanapie i fajerwerkach na dachu o trzeciej nad ranem) Czytałem D.M. Thomasa Biały Hotel i bardzo mi się to podobało, napisała. Wielkie dzięki! Jeśli możesz poświęcić chwilę, z przyjemnością napiję się drinka!

Tutaj też znalazłem początek zupełnie nowego życia: pierwszy list, około 1989 roku, od mojego partnera, Philipa, zaadresowany do Małego Jimmy'ego.

Mały Jimmy mógł być najdziwniejszym z nieznajomych, jakich spotkałem tego popołudnia. W ciągu ponad 20 lat, które minęły od napisania tych listów (a kto w końcu już pisze listy?), niezręczny, nieśmiały i niepewny chłopak, którym tak wyraźnie się stałem, stał się na dobre i na złe (stosunkowo ) pewny siebie mężczyzna w średnim wieku. I nie chodzi mi o to, żeby cała Joni Mitchell się tu rozpaczała, ale nie mogę przestać myśleć o tekście do utworu Both Sides Now: Cóż, coś się traci, ale coś zyskuje, żyjąc każdego dnia.

Co zyskało: małżeństwo, kariera, dom i trochę bezpieczeństwa. A co stracone? Podekscytowanie, które kiedyś towarzyszyło zaoszczędzeniu miesięcy, aby pozwolić sobie na fantazyjne enchilady z kurczaka w eleganckiej meksykańskiej restauracji. Albo pomieszane zadowolenie i uczucie, które czułem, gdy oglądałem Nashville na błędnym magnetowidzie Philip odwrócił się do mnie promieniejąc i powiedział: „Wiemy, jak się bawić”. Albo radość z trollingu w Hoboken w stanie New Jersey, na targach w poszukiwaniu truskawek w tym, co Philip nazwał Idealnym Dniem dla Truskawek. Powiedział, że jest jeden czerwcowy dzień, kiedy wszystkie truskawki w New Jersey są idealne. Kluczem jest po prostu to znaleźć.

Pokazałem Filipowi wszystkie te stare listy, papiery i zdjęcia i powiedziałem: Dlaczego już tego nie robimy? Dlaczego już tak nie rozmawiamy?

Ponieważ nie jesteśmy już tymi ludźmi, powiedział. Nie powinniśmy być.

Później wróciłem na strych, żeby dalej szukać listu od Davida Fostera Wallace'a. Nigdy go nie znalazłem – wciąż szukam. Ale w tym, pamiętam, łaskawie poprosił mnie, żebym pozostała w kontakcie. ja nie; Kontynuowałem moje skromne życie, gdy wplątał się zarówno w amerykański kanon, jak i we własną nędzę. Zabił się notorycznie w 2008 roku.

Najokrzejszym ze starych stereotypów jest stwierdzenie, że życie jest krótkie i, cóż, czas leci -ale ty zrobić obudź się pewnego dnia, aby odkryć, że wiek wkradł się do ciebie przez to, co poeta John Ashbery nazwał kiedyś kołem wodnym dni. Siedząc na podłodze ze stosami starych papierów wokół mnie, czułem się, jakbym przeszedł przez drzwi, odwrócił się i zobaczył chłopca biegnącego jak duch przez pusty korytarz. Wyobraziłem sobie, że krzyczę: Kto tam? choć oczywiście znałem odpowiedź: to był zupełnie obcy – ja – z obcego kraju z przeszłości.

James Ireland Baker jest autorem (pod pseudonimem J. I. Baker) powieści Pusta szklanka (26 USD, amazonka.pl ) w tym miesiącu. Redaktor wykonawczy Condé Nast Traveler mieszka ze swoim partnerem w Nowym Jorku.