Dlatego zawsze pozwalam synowi „pomagać” w kuchni — nawet gdy doprowadza mnie to do szału

Mamo, myślę, że potrzebujemy trochę więcej czasu na gotowanie Mamusi-Connor, mówi mi mój 9-letni syn, kiedy jednej nocy myje zęby. Usłyszeć te słowa jest lepsze niż usłyszeć, jak mówi „Kocham cię. Uwielbiam gotować i piec i jestem taka szczęśliwa, że ​​odciska się to – nawet trochę – na moim synu.

Nie chodzi o to, że myślę, że będzie kucharzem (nadal bardziej interesuje go granie w gry komputerowe lub skakanie na trampolinie niż wchodzenie do kuchni), ani nawet to, że przydałaby mi się dodatkowa para rąk (tbh, wolę pracować samotnie). Chodzi o to, że za każdym razem, gdy proponuje wymieszać, pokroić lub zmiksować coś, co robię, jest o wiele bardziej prawdopodobne, że zje to, gdy będzie gotowe.

Gotowanie w kuchni sprawia, że ​​mój syn jest zainteresowany próbowaniem nowych potraw i smaków w sposób, w jaki nic innego nie robi.

To dzieciak z makaronem i marinarą, ale kiedy wyciągam spiralizer, żeby zrobić makaron, zaczyna kręcić korbą i nagle chce wiedzieć, jak smakują na surowo spiralki z cukinii. Jasne, muszę posprzątać podłogę, kiedy skończy (wszędzie kawałki cukinii!), ale dzieciak chętnie przetestował warzywa przed i po ugotowaniu – coś, do czego nigdy bym go nie zrobił, gdybym odłożył je przed od niego i zażądał tego.

Twierdzi, że nienawidzi granoli, ale kiedy robię domową porcję, prosi o odmierzenie wanilii – i nie może się doczekać, aż wyjdzie z piekarnika, żeby posmakować. A kiedy okazuje się, że nie podoba mu się mój przepis (choć ja go uwielbiam!), przeglądamy internet w poszukiwaniu takiego, który przemawia do nas obojga.

Kiedy zanurzam łyżkę miarową w słoiku z kaparami na śródziemnomorską krewetkę, zagląda do słoika i pyta, co to jest. Kiedy wyjaśniam, skąd się biorą i co wnoszą do dania, pozwalam mu spróbować kilku – i, jak smakuje, chętnie spróbuje później przy stole.

A potem są chwile, w których jego kreatywność kulinarna wkracza - te czasy gotowania, które lubi mama-Connor. Kiedyś chciał zrobić tort Snickers, opisując mi go bardzo szczegółowo. Warstwy, nadzienie, polewa – wszystko to zaplanował w głowie i nie przypominało to żadnego przepisu, który udało mi się znaleźć. Więc uważnie słuchałem, a potem pomogłem mu urzeczywistnić jego wizję. Tym razem chce zrobić chleb jajeczny – nie, nie francuskie tosty, wyjaśnił, ale kawałek chleba całkowicie otoczony puszystą jajecznicą. Doświadczenie mówi mi, że może to być trudne do ożywienia, ale z moim synem u boku, zainteresowanym i zaangażowanym, jestem pewien, że spróbuję.